Dramatyczne derby z Tychami. Ruch stracił dwa gole i wygraną

Artur Balicki miał udział przy golu na 2:0. W tle Łukasz Matusiak, który w końcówce dał punkty tyszanom | Fot. Marcin Bulanda
- Mam pewien plan i wiem, co chciałbym zrobić, żeby drużyna poszła do przodu. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby klub z tego kryzysu wyszedł - mówił w poniedziałek Juan Ramon Rocha, przejmując "Niebieskich".
W protokole czwartkowego meczu znaleźć można było dość zaskakującą pisownię imion i nazwiska nowego szkoleniowca Ruchu "Chouan Ramon Rotsa". Taka wersja obowiązuje w Grecji, a w tym kraju Argentyńczyk mieszka od wielu lat.
Przed meczem na płycie boiska pojawili się juniorzy młodsi Ruchu, którzy w czerwcu wywalczyli wicemistrzostwo Polski (po zaciętym dwumeczu z Lechem Poznań; do złota zabrakło „Niebieskim” jednego gola). Zostali nagrodzeni przez prezydenta Chorzowa Andrzeja Kotalę, wiceprezydenta Marcina Michalika i dyrektora sportowego Ruchu Grzegorza Kapicę.
Było to pierwsze w tym sezonie ligowe spotkanie w Chorzowie z udziałem publiczności. Kibice jeszcze niedawno straszyli bojkotem meczu z tyszanami, protestując przeciwko podwyżce cen biletów. Klub ostatecznie z niej się wycofał, a fani - w liczbie niespełna 6 tysięcy - stawili się na Cichej.
Piłkarze Ruchu Chorzów wystąpili w czwartkowych derbach w wyjątkowych koszulkach. Na ich przodzie umieszczone było hasło Światowego Dnia Świadomości Autyzmu - "Zapal się na Niebiesko". Po meczu z Tychami koszulki trafią na licytację internetową, z której całkowity zysk zostanie przekazany na rzecz Zespołu Placówek Szkolno-Wychowawczo-Rewalidacyjnych w Cieszynie.
Pierwszy gwizdek w derbach rozbrzmiał kilka minut po godz. 18.00, bo sędziowie zauważyli usterkę przy jednej z bramek. Naprawy wymagała siatka.
Krótko po rozpoczęciu spotkania chorzowianie stworzyli groźną sytuację. Miłosz Przybecki był niepilnowany na prawej stronie, mógł pokusić się o strzał, ale wybrał podanie. Jeden z tyszan je przeciął, ale piłka spadła pod nogi Mateusza Zawala. Z uderzeniem pomocnika gospodarzy poradził sobie grający po raz pierwszy w tym sezonie w lidze Słowak Marek Igaz.
W 18. minucie wydawało się, że sędzia Daniel Kruczyński dyktuje rzut karny dla gości. Piotr Ćwielong - który nie został przyjęty zbyt miło przez fanów Ruchu - ruszył na bramkę Ruchu, ale został powstrzymany przez Marcina Kowalczyka. Faul miał miejsce w okolicach linii pola karnego, ostatecznie jednak arbiter zarządził rzut wolny z ok. 17 metrów. Ćwielong przeniósł piłkę nad poprzeczką.
Niewykorzystana przez gości sytuacja mogła się od razu zemścić. Przybecki znalazł się przed Igazem, minął bramkarza GKS-u, a następnie podał do niepilnowanego Vilima Posinkovicia. Chorwat w sobie tylko wiadomy sposób spudłował! Uderzył obok słupka, choć miał przed sobą pustą bramkę.
Na szczęście kibice długo nie rozpamiętywali pudła piłkarza z nr 77. Po zagraniu z prawej strony w pole karne wbiegł Maciej Urbańczyk. Kapitan Ruchu płaskim strzałem nie dał szans Igazowi.
Krótko po strzeleniu gola trener Rocha musiał dokonać pierwszej zmiany. Kamil Słoma, kuśtykając, opuścił boisko. Doznał urazu stawu skokowego. Jego miejsce zajął Artur Balicki. W końcówce I połowy groźny strzał oddał Piotr Ćwielong, lecz - na szczęście dla "Niebieskich" - piłka przeleciała obok słupka.
Początek drugiej połowy należał do tyszan, którzy kilka razy niepokoili Bankowa. Bułgarowi najwięcej problemów sprawił Ćwielong. Golkiper Ruchu piąstkował piłkę po uderzenie "Pepe".
Gospodarze w odpowiednim momencie zareagowali. Po rzucie rożnym w polu karnym GKS-u zrobiło się ogromne zamieszanie. Nagle "Niebiescy" wyrzucili ręce w górę, a sędzia przez moment się zawahał. W końcu jednak wskazał na środek (po obejrzeniu powtórek nie sposób orzec, czy piłka przekroczyła linię bramkową(. Spiker ogłosił, że bramkę zdobył 17-letni Balicki, choć... - Nawet nie wiem, jak to wpadło. Mnie to zapisali? - dopytywał się po meczu napastnik Ruchu. Balicki trącił piłkę, ale to Michał Fidziukiewicz miał największy udział w tym, że została skierowana w stronę bramki tyszan.
Ten sam zawodnik miał jeszcze dwie okazje, by podwyższyć wynik. Łatwo uwalniał się spod opieki obrońców rywali, ale brakowału mu precyzji przy strzale.
Goście nie ustawali w dążeniach do strzelenia gola kontaktowego. Kilka razy uderzali - m.in. Dawid Błanik - lecz piłka najczęściej mijała bramkę Bankowa. Dopiero w 88. minucie udało im się zaskoczyć bramkarza Ruchu. Silnym strzałem popisał się Dawid Abramowicz.
Sędzia doliczył cztery minuty. Końcówka była niesłychanie nerwowa. Najpierw nerwy puściły Balickiemu, zobaczył drugą żółtą kartkę. Zszedł z boiska, a tyszanie przypuścili szturm na bramkę "Niebieskich". W 95. minucie mieli rzut rożny. W pole karne Ruchu pobiegł nawet golkiper GKS-u, ale to nie on został bohaterem ostatniej akcji. Łukasz Matusiak uderzeniem z powietrza wyrównał. Arbiter tuż po golu zagwizdał po raz ostatni.
- To jest niemożliwe, chyba jakieś fatum - rozkładał ręce Artur Balicki.
Już za cztery dni (18.09.) "Niebiescy" - z jednym minusowym punktem zamykają tabelę - ponownie wystąpią przed własną publicznością. W spotkaniu 9. kolejki zagrają z Górnikiem Łęczna (pierwszy gwizdek zabrzmi o godz. 19.00).
Powiedzieli po meczu
Jurij Szatałow (trener GKS-u): - Jestem niezadowolony - ani z naszej gry, ani z wyniku. Kiedy jest wynik otwarty, kiedy nie przegrywamy i nie wygrywamy, to gra nam się nie klei. Będziemy nad tym pracować. Ruch wyglądał zdecydowanie lepiej niż we wcześniejszych meczach, ale to nas nie usprawiedliwia. Pierwszą połowę zagraliśmy fatalnie.
Juan Ramon Rocha (trener Ruchu): - Bardzo dużo czasu siedzę w piłce nożnej i widać, że nie ma w niej logiki. Mieliśmy dużo różnych sytuacji w tym meczu. Straciliśmy dwóch zawodników w ciągu pierwszych 45 minut (Słomę i Zawala - przyp. red.). Kiedy prowadziliśmy 2:0, powinniśmy strzelić trzecią, czwartą bramkę i skończyc ten mecz. Jestem zadowolony z zaangażowania piłkarzy. Postawa drużyny daje nadzieję, że w następnych meczach będzie lepiej. Z dnia na dzień będę lepiej poznawać drużynę, tak samo oni mnie. Z meczu na mecz ta drużyna będzie jeszcze lepiej grała. W tej trudnej sytuacji musimy być razem.
Zdawałem sobie sprawę, że GKS to groźna drużyna zwłaszcza po stałych fragmentach gry. Drugą bramkę straciliśmy, gdy graliśmy już w "10". Brakowało nam też wzrostu pod koniec meczu. Jednak tak jak powiedziałem: powinniśmy ten mecz zakończyć dużo wcześniej.
Urazy? Słoma ma skręcony staw skokowy. Zawal powiedział, że słabo się czuje, kręci mu się w głowie, stąd była ta zmiana. Natomiast co do Posinkovicia, który zszedł pod koniec meczu, musimy poczekać na diagnozę.
Czy po takim wyniku w drużynie przydałby się psycholog? W większych klubach korzysta się z usług psychologów, ale to nie działa tak, że dziś przyprowadzimy psychologa, a jutro drużyna będzie grała super. Żal, że ci młodzi piłkarze włożyli wielki wysiłek w ten mecz, byli już uśmiechnięci i zadowoleni z tej roboty, ale ostatnia sekunda i wszystko się rozbiło. Jest jednak w tym coś pozytywnego: w takich wypadkach młodzi zawodnicy szybciej dojrzewają i stają się twardsi. To dla nich doświadczenie, w takich przypadkach ich charakter staje się mocniejszy na przyszłość.
Jestem tu cztery dni i widzę, że w młodych piłkarzach jest bardzo dużo entuzjazmu i energii, ale na dziś nie jest to wystarczające. Zawsze lubiłem pracować z młodymi, cieszę się, ze Ruch na nich stawia, ale to jest proces. Nie jest sztuką kupić młodego zawodnika, lecz wychować i doprowadzić do wysokiego poziomu.
Mecz zaległy z 7. kolejki Nice I Ligi
Ruch Chorzów - GKS Tychy 2:2 (1:0)
Bramki: Urbańczyk (31), Fidziukiewicz (57. samobójcza) - Abramowicz (88), Matusiak (90+5).
Żółte kartki: Kowalczyk, Balicki, Hołownia, Marković - Igaz, Łuszkiewicz, Biernat.
Sędziował Daniel Kruczyński (Żywiec). Widzów 5842.
Ruch: Bankow - Villafane, Kowalczyk, Marković, Hołownia - Przybecki, Zawal (46. Nowak), Urbańczyk, Walski, Słoma (34. Balicki) - Posinković (86. Setla).
GKS: Igaz - Mańka, Biernat, Tanżyna, Abramowicz - Kaczmarczyk (44. Błanik), Łuszkiewicz (61. Szumilas), Matusiak, Zapolnik, Ćwielong - Fidziukiewicz (61. Radzewicz).
Reklama:
Dyskusja: