Gdzie nasza Alicja?
Chorzowianin 2009-10-07
W listopadzie miną dwa lata od zaginięcia Alicji Cesarz. Od kiedy udała się do swojego mieszkania na „Irysie”, ślad po niej zaginął. W sierpniu prokuratura wniosła akt oskarżenia o zabójstwo przeciwko Adamowi Ł., jej byłemu mężowi. Mężczyzna nie przyznaje się do winy.

Proces w tej sprawie ma się rozpocząć 17 listopada br. przed Sądem Okręgowym w Katowicach. Tymczasem od kilku dni na oskarżonym ciąży kolejny zarzut. O zabójstwo sprzed kilkunastu lat.
Alicja Cesarz rozwiodła się z Adamem Ł. w maju 2007 r. Pół roku później, 21 listopada o godz. 17.00 pojechała taksówką do mieszkania na osiedlu „Irys”, które do rozwodu zajmowała z mężem. Ubrana była w krótką, brązową kurtkę, jasne dżinsy i sportowe buty. W mieszkaniu na „Irysie” miała przekazać byłemu mężowi książeczkę opłat za czynsz, którą wymieniali się co miesiąc. Potem już nikt jej nie widział. Rozpoczęła się akcja poszukiwawcza. W mediach pojawiły się ogłoszenia informujące o zaginionej.
Zenon Cesarz, ojciec Alicji od dwóch lat czeka na rozwiązanie sprawy tajemniczego zaginięcia córki. Jego przypuszczenia pokrywają się z wynikami postępowania prokuratury, która w sierpniu wniosła przeciwko Adamowi Ł. akt oskarżenia o zabójstwo.
- Kiedy stawia się zarzut zabójstwa niezbędne są bezpośrednie dowody. Nie znaleźliśmy ciała zaginionej, ale mamy za to dowody, które układają się w logiczny ciąg poszlak. Oskarżony nie ma też alibi. To wszystko pozwala nam stwierdzić, ze wysoce prawdopodobny jest fakt, że mężczyzna dopuścił się zabójstwa. O winie jednak zadecyduje sąd – mówi Mariusz Łączny, prokurator z zespołu prasowego Prokuratury Okręgowej w Katowicach.
O tym, że prokuratura zdecydowała się wnieść akt oskarżenia najbardziej przesądziły dwa fakty. Dobę po zaginięciu Alicji, ktoś korzystał z karty bankowej zaginionej. Śledczy, którzy przeprowadzili rewizję Adama Ł. znaleźli u niego kartę bankomatową byłej żony i potwierdzenie wypłaty tysiąca złotych z konta. Tego drugiego dowodu już nie ma, bo mężczyzna zdążył go wyrwać śledczym i... zjeść. – Sporo pomogłoby, gdyby znalazła się osoba, która być może była świadkiem tego, co wydarzyło się dwa lata temu – dodaje Z. Cesarz.
Ojciec zaginionej nie ma wątpliwości, jaka kara powinna spotkać Adama Ł. – Wyrok śmierci. Nie ma innej możliwości. Trzeba chronić ludzi przed kolejnymi czynami tego człowieka – mówi stanowczo. Tym bardziej, że oskarżony był podejrzewany o zabójstwo dwudziestoletniej mieszkanki powiatu olkuskiego w 1991 r. Wtedy sprawę umorzono, bo nie znaleziono dowodów. Dziś prokuratura ponownie wróciła do sprawy. Postawiła mężczyźnie zarzut zabójstwa. Tym razem za sprawę sprzed lat.
O przeszłości byłego zięcia rodzice Alicji dowiedzieli się dopiero po zaginięciu córki. Dzięki śledztwu policji. – Przed rozwodem to był zwyczajny, dobry człowiek. Pracował w świętochłowickim magistracie. Cieszył się dobrą opinią. Ja też mu zaufałem. Wtedy nie spodziewałbym się po nim tak okrutnego czynu – mówi.
Alicja Cesarz bardzo przeżyła rozstanie z mężem. Chciała na nowo ułożyć sobie życie. Miała już konkretne plany. Zaginęła na trzy dni przed planowanym wyjazdem na wycieczkę do Australii. Po zaginięciu córki Z. Cesarz miał okazję raz widzieć się z oskarżonym. – Niewiele mi powiedział. Wyparł się wszystkiego – mówi.
Chorzowska policja cały czas prowadzi akcję poszukiwawczą. – Dopóki jej nie znajdziemy, cały czas akcja będzie prowadzona – deklaruje nadkom. Piotr Bieniak, z zespołu prasowego śląskiej policji.
Alicja Cesarz po rozwodzie mieszkała z rodzicami, w Świętochłowicach. Uczyła geografii w chorzowskim Gimnazjum nr 1. Bardzo lubiła swoją pracę. Wśród uczniów budziła sympatię. Jest jedyną córką państwa Cesarz. – To może dziwnie zabrzmieć, ale żyliśmy naprawdę w zgodzie. Sama Alicja również nie miała wrogów. Dziś nie jestem w stanie powiedzieć o niej, że była. Dopóki jej nie odnajdziemy, cały czas będę wierzył, że żyje – mówi ojciec.
Alicja Cesarz rozwiodła się z Adamem Ł. w maju 2007 r. Pół roku później, 21 listopada o godz. 17.00 pojechała taksówką do mieszkania na osiedlu „Irys”, które do rozwodu zajmowała z mężem. Ubrana była w krótką, brązową kurtkę, jasne dżinsy i sportowe buty. W mieszkaniu na „Irysie” miała przekazać byłemu mężowi książeczkę opłat za czynsz, którą wymieniali się co miesiąc. Potem już nikt jej nie widział. Rozpoczęła się akcja poszukiwawcza. W mediach pojawiły się ogłoszenia informujące o zaginionej.
Zenon Cesarz, ojciec Alicji od dwóch lat czeka na rozwiązanie sprawy tajemniczego zaginięcia córki. Jego przypuszczenia pokrywają się z wynikami postępowania prokuratury, która w sierpniu wniosła przeciwko Adamowi Ł. akt oskarżenia o zabójstwo.
- Kiedy stawia się zarzut zabójstwa niezbędne są bezpośrednie dowody. Nie znaleźliśmy ciała zaginionej, ale mamy za to dowody, które układają się w logiczny ciąg poszlak. Oskarżony nie ma też alibi. To wszystko pozwala nam stwierdzić, ze wysoce prawdopodobny jest fakt, że mężczyzna dopuścił się zabójstwa. O winie jednak zadecyduje sąd – mówi Mariusz Łączny, prokurator z zespołu prasowego Prokuratury Okręgowej w Katowicach.
O tym, że prokuratura zdecydowała się wnieść akt oskarżenia najbardziej przesądziły dwa fakty. Dobę po zaginięciu Alicji, ktoś korzystał z karty bankowej zaginionej. Śledczy, którzy przeprowadzili rewizję Adama Ł. znaleźli u niego kartę bankomatową byłej żony i potwierdzenie wypłaty tysiąca złotych z konta. Tego drugiego dowodu już nie ma, bo mężczyzna zdążył go wyrwać śledczym i... zjeść. – Sporo pomogłoby, gdyby znalazła się osoba, która być może była świadkiem tego, co wydarzyło się dwa lata temu – dodaje Z. Cesarz.
Ojciec zaginionej nie ma wątpliwości, jaka kara powinna spotkać Adama Ł. – Wyrok śmierci. Nie ma innej możliwości. Trzeba chronić ludzi przed kolejnymi czynami tego człowieka – mówi stanowczo. Tym bardziej, że oskarżony był podejrzewany o zabójstwo dwudziestoletniej mieszkanki powiatu olkuskiego w 1991 r. Wtedy sprawę umorzono, bo nie znaleziono dowodów. Dziś prokuratura ponownie wróciła do sprawy. Postawiła mężczyźnie zarzut zabójstwa. Tym razem za sprawę sprzed lat.
O przeszłości byłego zięcia rodzice Alicji dowiedzieli się dopiero po zaginięciu córki. Dzięki śledztwu policji. – Przed rozwodem to był zwyczajny, dobry człowiek. Pracował w świętochłowickim magistracie. Cieszył się dobrą opinią. Ja też mu zaufałem. Wtedy nie spodziewałbym się po nim tak okrutnego czynu – mówi.
Alicja Cesarz bardzo przeżyła rozstanie z mężem. Chciała na nowo ułożyć sobie życie. Miała już konkretne plany. Zaginęła na trzy dni przed planowanym wyjazdem na wycieczkę do Australii. Po zaginięciu córki Z. Cesarz miał okazję raz widzieć się z oskarżonym. – Niewiele mi powiedział. Wyparł się wszystkiego – mówi.
Chorzowska policja cały czas prowadzi akcję poszukiwawczą. – Dopóki jej nie znajdziemy, cały czas akcja będzie prowadzona – deklaruje nadkom. Piotr Bieniak, z zespołu prasowego śląskiej policji.
Alicja Cesarz po rozwodzie mieszkała z rodzicami, w Świętochłowicach. Uczyła geografii w chorzowskim Gimnazjum nr 1. Bardzo lubiła swoją pracę. Wśród uczniów budziła sympatię. Jest jedyną córką państwa Cesarz. – To może dziwnie zabrzmieć, ale żyliśmy naprawdę w zgodzie. Sama Alicja również nie miała wrogów. Dziś nie jestem w stanie powiedzieć o niej, że była. Dopóki jej nie odnajdziemy, cały czas będę wierzył, że żyje – mówi ojciec.
Paweł Mikołajczyk
Reklama: